á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Książka Waltera Lorda opowiada historię tej ostatniej, tragicznej nocy, kiedy to zderzenie z górą lodową przypieczętowało los Titanica. Autor zbierał materiały do książki kilka lat, w czasie, kiedy żyło jeszcze wielu naocznych świadków tej tragedii. Rozmawiał z 63 z nich, wysłuchując opowieści o ich odczuciach, przeżyciach, strachu czy odwadze. Ta książka to hołd złożony tym, którym nie udało się przeżyć, ale także niezwykła opowieść o przetrwaniu i życiu. Polecam! am
Parę lat temu czytałam już jedno obszerne opracowanie dotyczące Titanica, ale to książka Lorda - choć wydana już ponad 60 lat temu - wciąż uznawana jest za absolutnie najważniejszą i najlepszą pozycję dotyczącą tego tematu. (...) Lord miał niebywałą możliwość rozmawiać z ocalonymi, którzy pamiętali tragedię i mogli mu o niej opowiedzieć.
Książkę czyta się jak najlepszą powieść. Niefortunnie rozpoczęłam lekturę późnym wieczorem i musiałam zarwać noc ponieważ niemożliwym wydało mi się oderwanie się od niej choć na chwilę. Autor przytacza fakty, daty i postacie, ale jednocześnie wciąga czytelnika w narrację tak, że w pewnym momencie przyłapujemy się na tym, że - co jest kuriozalne - "dopingujemy" poszczególnie wspominanym bohaterom, aby byli oni tymi, którym się uda, którzy przeżyją.
Jeżeli dobrze pamiętacie film Camerona z 1997 roku, to jestem pewna, że z łatwością wyłapiecie, jak bardzo reżyser garściami wręcz posiłkował się wiedzą zaczerpniętą z tej książki. Przywoływane przez Lorda wypowiedzi niektórych pasażerów Cameron włożył w usta ich filmowych odpowiedników - koniecznie będę musiał przypomnieć sobie teraz ten obraz!
Niesamowitym jest to, że w porównaniu do innych opracowań, czy filmów dokumentalnych (i nie tylko) dotyczących katastrofy, Lord skupił się naprawdę na tej jednej konkretnej nocy. Akcja jego książki zaczyna się w momencie wypatrzenia góry lodowej, a kończy na dobiciu Carpatii do wybrzeży Nowego Jorku, miejscami autor odwołuje się jeszcze do wydarzeń, które miały miejsce w czasie amerykańskiego i brytyjskiego śledztwa.
Czemu o tym wspominam? Bo zostajemy od razu wrzuceni w wydarzenia, które miały wówczas miejsce na pokładzie. Przeskok pomiędzy "och, nic się nie stało, to podobno tylko góra lodowa, chodźmy na brandy" do "ratuj się kto może" dzieje się dosłownie w chwili. Czytając o tragizmie wypadku czasem zapominamy, że od uderzenia w górę do zatonięcia statku nie działo się na przestrzeni wielu godzin, a jedynie 160 minut. To mniej niż trwa podróż pociągiem z Krakowa do nad morze. O wiele mniej.
Ogromną wartością "Pamiętnej nocy", choć może dziś już mniej dostrzegalną, jest też to, że Lord oddał wreszcie głos pasażerom III klasy. W 1912 roku nikogo nie interesowało to, co mają oni do powiedzenia. W czasie przesłuchać, wysłuchano zeznań dosłownie kilku osób. Wiecie, że z Titanica uratowało się więcej mężczyzn I klasy aniżeli dzieci z klasy III? To suche fakty. Czyste dane. Kiedy pojawiały się pierwsze doniesienia prasowe większą uwagę opinii publicznej skupiały pozostawione na statku perły pewnej hrabiny aniżeli los najbiedniejszych pasażerów. Nikt nie zatroszczył się o jakiekolwiek ich renty, czy materialne wsparcie, a ludzie ci niejednokrotnie stracili wraz z Titaniciem cały majątek swojego życia. Słynna "Niezatapialny Molly Brown" jeszcze na Carpatii zbierała rzeczy, które mogłyby się przydać tym pasażerom, ale była to kropelka w morzu potrzeb.
Moim zdaniem książkę warto przeczytać. Być może dla nas Titanic powoli staje się zamierzchłą przeszłością, niczym dinozaury czy bitwa pod Grunwaldem, ale ta tragedia wcale nie wydarzyła się tak dawno temu, a jedną z jej konsekwencji został pewien rozłam, który zaczął dziać się choćby z tym, co uważano i uważa się za elity. Nowelizacja praw i zasad bezpieczeństwa morskiego również rozpoczęła się od tego momentu, gdy statek poszedł na dno.
A jeżeli jeszcze zachęt Wam mało to na koniec dodam jeszcze, że książką zainteresował się mój tata, który od lektury stroni i broni się nogami i rękami. A to już mocno o czymś świadczy!